Dlaczego lubię patrzeć ludziom na brzuchy?

Często zdarza mi się patrzeć na ludzi podczas jazdy metrem. Po prostu siadam i obserwuję przez dwadzieścia minut. Zdarzają się spięci panowie biznesmeni z czerwonymi twarzami, urocze starsze panie obładowane milionem siatek ze skarbami, znudzone nastolatki gapiące się w swoje smartfony i setki innych ludzi, których nie sposób zakwalifikować do jednej spójnej kategorii. Jestem przekonany, że jest wiele cech, które łączą ich wszystkich, ale według mnie najważniejsze są ich brzuchy. Nie ważne, czy są duże, czy małe, ale to w jaki sposób się poruszają.

Najbardziej powszechnym sposobem pozyskiwania tlenu u obserwowanych przeze mnie klientów warszawskiej komunikacji miejskiej jest oddychanie szybkie i płytkie w tempie około 20 cykli na minutę, co na trasie centrum – kabaty daje nam w sumie 400 oddechów. Wyobraźmy sobie taki scenariusz: 38 letni Zbyszek wraca zestresowany z pracy i siada w wagonie o godzinie 18. Zakładając, że nie był nigdy na zajęciach Jogi, ani nie czytał badań dotyczących wpływu oddychania na poziom stresu, to ma przed sobą klasyczne kilkaset płytkich oddechów, zanim odda się prawdziwemu relaksowi, czyli wkurzaniu się podczas oglądania wiadomości na głupich polityków. Ta historia mogłaby potoczyć się zdecydowanie inaczej. Zbyszek mógł usłyszeć od swojej koleżanki, że jeśli zwolni swoje oddychanie do 4-6 razy na minutę, to w szybki sposób się zrelaksuje i wzmocni swoją siłę woli. Zrobiono nawet badania, że ta metoda działa nawet w przypadku trzech najbardziej stresujących zawodów świata, czyli u maklerów giełdowych, policjantów i pracowników działu klienta. Na pewno życie Mariusza nie zmieni się diametralnie poprzez spowolnienie oddychania, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że po takiej 20 minutowej sesji relaksacji w metrze wróci do domu i będzie mu trochę przyjemniej.

Rzadko zastanawiamy się nad samym oddychaniem. To się po prostu dzieje. Rodzimy się, trochę sobie oddychamy i umieramy. Nie jest to obiekt rozpraw filozoficznych, ani rozmów przy piwie z kumplami. Myślę, ze jakbym zarzucił na imprezie temat oddychania, to ludzie (na pewno ci trzeźwi) uciekliby w popłochu, chyba, że… byli kiedyś na dobrych zajęciach z jogi. Nigdy nie zapomnę jak po jednych z moich pierwszych lekcji asan na początku liceum wyszedłem na dwór i uświadomiłem sobie jak to dobrze jest oddychać. Mogłem bez problemu wydłużyć mój oddech, skrócić i zatrzymać na kilkadziesiąt sekund. Naprawdę czułem, że żyję. Od tamtej pory to właśnie jakość mojego oddychania pokazuje mi w jakiej jestem kondycji. A temu najłatwiej jest przyjrzeć się w ciszy i ciemności. Można to nazwać medytacją, relaksem, czy wieczornym chilloutem – to nie ma jakiegokolwiek znaczenia. Wystarczy tuż przed snem usiąść sobie wygodnie na podłodze, zgasić światło i zwrócić uwagę na oddech. Na pewno w głowie pojawią się przeróżne myśli związane z tym co trzeba jeszcze zrobić, co powiedział szef w pracy i jak to na nic nie ma czasu. Myśli lecą, a ty je obserwujesz i pozwalasz im płynąć swoim rytmem. Na początku może być bardzo trudno, dlatego dobrze jest ciągle wracać uwagą do oddechu. Cisza w głowie nie pojawi się po tygodniu, czy miesiącu, ale już po takim czasie zaczniesz zauważać, że jest w środku trochę więcej przestrzeni. Myśli już tak nie uwierają i wcale nie trzeba na nie reagować. Któregoś dnia może się zdarzyć, że ich już tam nie będzie, a ty sobie będziesz po prostu wybierał myśli, a nie one będą wybierać ciebie.