Moje 3 sposoby na zwiększenie produktywności

W zasadzie to uwielbiam być nieproduktywny. Lubię, kiedy nie ogranicza mnie czas i mogę zagłębić się w jakąś książkę, która nie dotyczy żadnych praktycznych spraw. Myślę, że to właśnie wtedy do głowy wpadają najfajniejsze pomysły i możemy przeżyć piękne chwile. Ostatnio zacząłem na uczelni zajęcia na temat filmów Bergmana. Praktycznie nie przyda mi się to do niczego, nie pomaga mi to w prowadzeniu warsztatów, czy w relacjach między ludzkich. Pewnie w jakiś sposób mnie to rozwija, ponieważ ten zwariowany Szwed pokazuje człowieka w ekstremalnych sytuacjach, ale dla mnie nie jest to główna motywacja, żeby wgłębiać się w jego twórczość. Jest to dla mnie po prostu obcowanie z dobrą sztuką. I tyle. Jednak, nie samym Bergmanem żyje człowiek i czasem wypadałoby zrobić coś, co jest do zrobienia na jakiś termin. Kolokwium, projekt w pracy, ogarnięcie wyjazdu, czy pomoc w przeprowadzce. Podane sposoby na pewno nie będą się odnosiły do rzeczy, które robicie na co dzień. Jeśli nie możesz się zmotywować do swojej pracy i codziennie się w niej obijasz, to lepiej, żebyś ją zmienił na taką, którą po prostu lubisz niż szukał magicznych technik motywacji, czy produktywności. Ok, a teraz czas na konkret.

Trzy razy dlaczego?

 

Bywają dni, że się ze sobą zmagamy. Nie chce nam się sprzątać, uczyć i pójść do pracy. Wtedy niejako zmuszamy się do działania. W tym momencie następuje samokontrola (nazywana przez psychologów kontrolą autokratyczną), którą możemy sobie wyobrazić sobie jako małego wewnętrznego generała, który stoi nad nami  zmusza nas wszystkimi możliwymi sposobami, najczęściej negatywnymi. Innym razem, kiedy robimy coś, co lubimy, a wymaga to od nas wysiłku używamy samoregulacji (kontroli demokratycznej). Na przykład wycieczka na Azory wymaga wielu godzin przygotować, ale nie jest to dla nas w ogóle problematyczne. Jednym ze sposobów na to, żebyśmy zmienili sposób autokratyczny na demokratyczny jest zadanie sobie pytania „dlaczego to robimy”. Podam przykład, który często uczniowie podają na moich warsztatach: matematyka… Jeśli pytam ich dlaczego się jej uczą, to przeważnie mówią, że dlatego, że chcą dostać dobrą ocenę, dlatego, że każą im rodzice, albo, że.. w ogóle się jej nie uczą. Na tym właśnie często polega problem, że refleksja nad tym, że daną rzecz wykonujemy kończy się po jednej odpowiedzi. To, że uczeń dostane dobrą ocenę, mimo, że tej matematyki nie lubi, wcale nie jest dla niego wystarczającą motywacją. Dlatego należy drążyć dalej. Dlaczego chcesz dostać dobrą ocenę?

–No, żeby zdać maturę.

– A, dlaczego chcesz zdać maturę?

-No, żeby dostać się na moje wymarzone studia

-No, ale dlaczego chcesz się na nie dostać?

-No jak to? Przecież to moje marzenie!

Czasem wystarczy dwa, trzy pytanie, a czasem trzeba poświęcić danej rzeczy kilkanaście minut, żeby znaleźć sens w wykonywaniu rzeczy nieprzyjemnej, która w końcu zostaje zmieniona na małe wyzwanie na drodze do wielkiego marzenia, albo realizacji ważnej dla nas wartości. To samo może być ze sprzątaniem. Ja nie znam osobiście ludzi, którzy lubią to robić. Są albo tacy, którzy ciągle na ten temat narzekają oraz tacy, którzy wiedzą, że w czystej przestrzeni są bardziej szczęśliwi i efektywni. Dlatego spróbuj zastanowić się nad rzeczą, której nie lubisz robić, ale z jakiegoś powodu musisz ją wykonywać. Bardzo prawdopodobne jest to, że daje Ci ona więcej korzyści niż myślisz.

Implementacja intencji, co to w ogóle jest?!

Julius Kuhl niemiecki psycholog badający samoregulację  wyróżnia dwa typy ludzi: takich, którzy są zorientowani na działanie oraz takich, którzy są zorientowani na stan. Ci pierwsi mają dużo siły woli i generalnie nie mają problemów z działaniem. Jeśli postanowią sobie schudnąć to po prostu to zrobią i nie są im potrzebne żadne terapie, ani coachingi. Dodatkowo są wytrwałe i jest dla nich bardzo łatwo działać bez konkretnego planu. Wystarczy, że wiedzą kiedy coś zrobić i w jaki sposób. Tych drugich (których jest trochę więcej na tym świecie) cechuje słaba siła woli oraz problemy z samodyscypliną. Dodatkowo ciągle powracają do przeszłych, negatywnych doświadczeń i porażek. Występuje u nich coś co jest nazywane „zdegenerowaną intencją”, czyli nie zamiast konkretnej decyzji o zrobieniu czegoś mają tylko mglisty zamysł działania. Wyobrażam sobie tutaj tych wszystkich dojrzałych panów, którzy siedzą na kanapie i oglądają telewizję pijąc piwo i myśląc: może bym się za siebie wziął… No ale gdzie i kiedy? To byłoby zbyt ciężkie. Pojęciem, które bezpośrednio się  łączy z tą orientacją jest „wyuczona bezradność”, czyli przekonanie, że żadna pozytywna zmiana nie jest możliwa. Tym zorientowanym na działanie gratuluje genów, a tym drugim polecam przyjrzenie się implementacji intencji stworzonej przez amerykańskiego psychologa Petera Gollwitzera. Jest to bardzo prosty sposób, który polega na wypełnieniu schematu: jeżeli x to y. W momencie, kiedy wiadomo już co chcemy zrobić, to należy zabrać się za planowanie. Na przykład jeśli chcesz zacząć uczyć się słówek to schemat mógłby wyglądać: za każdym razem kiedy budzę się rano, pierwsze co robię to wzięcie zeszytu i nauczenie się 10 słówek. Oczywiście, że narzucamy tutaj pewien schemat na siebie, ale jeśli dokładnie zaplanujemy kiedy i co zrobimy to już po kilku razach może wykształcić się nas nawyk i poranne uczenie się słówek będzie przychodziło bez problemu. Ten sposób można stosować praktycznie do każdej rzeczy z którą mamy problem i wielokrotnie o niej zapominaliśmy. Na przykład jeśli chcemy żyć w czystości schemat wyglądałby: za każdym razem, kiedy widzę cztery talerze i dwa kubki w zlewie, zabieram się za zmywanie. Prosta rzecz i na dodatek badania pokazują, że działa świetnie. Wystarczy kartka, długopis i dosłownie parę minut.

 

 

 

Błagam, tylko nie myśl ciągle pozytywnie…  Można to zrobić mądrzej

Artur Rojek śpiewał: nie wierz, nigdy, nie, ludziom, którzy ciągle uśmiechają się. Nie wiem z jakiego powodu, ale jestem z natury nieufny wobec tych, którzy ciągle są pozytywni. Ci, którzy ciągle się śmieją i mówią, że na pewno będzie dobrze wydają mi się jakimiś klinicznymi przypadkami. Może zmienił bym zdanie, gdyby psychologia potwierdzała, że takie skrajne pozytywne myślenie działa. Pomijając jakieś totalne absurdy w rodzaju „myśli kształtują rzeczywistość”, ciągłe pozytywne myślenie jest zdecydowanie nieefektywne. Gdybym za każdym razem, kiedy miałem egzamin myślał, że na pewno pójdzie mi dobrze i zamiast nauki siadał do piwa z kumplami, to skończyłbym z samymi niezaliczeniami.  Fakt, fantazjowanie jest przyjemne, ale jeśli za fantazjowaniem nic nie stoi jest to prosta droga do problemów. Gabrielle Oetingen stworzyła alternatywę, która nazywa się WOOP. Polskie rozwinięcie, tego skrótu to: życzenie, korzyści, przeszkody i plan. Niezależnie od tego, czy planujemy uczyć się do egzaminu, czy rozwój własnej firmy warto jest przyjrzeć się swojemu celowi z tej perspektywy. Na początek dokładnie określamy co chcemy zrobić, następnie co z tego będziemy mieli, później wszystkie przeszkody, które mogą się pojawić po drodze i na koniec opracowujemy dokładny plan jak tym wszystkim przeszkodom możemy podołać. Sam stosuje tą metodę i widzę w moim życiu zdecydowanie lepsze efekty, niż kiedy zdarzało mi się myśleć, na pewno będzie super!

Mam nadzieje, że udało wam się spróbować choć jednego z powyższych sposobów. Jeśli tak, to udostępnij artykuł dalej. Może ktoś z twoich znajomych ciągle z czymś się zmaga i mógłby sobie w łatwy sposób pomóc. No i pamiętajcie, żeby nie być ciągle produktywnymi. Nie bądźmy maszynami i poróbmy czasem jakieś bzdury. To po prostu zdrowe.